J. Thomas Looney odchodzi od siebie i dochodzi do wniosku.

Jest rok 1918.

J. Thomas Looney wydaje książkę Szekspir Zidentyfikowany, w której dowodzi, że rzeczywistym autorem jest niejaki Edward de Vere.

Podstawowy argument: Szekspirowi, jako prostemu ciemniakowi z rodziny bez żadnych tradycji arystokratycznych czy artystycznych, brakowałoby ogłady, żeby pisać w taki sposób, w jaki pisał (a właściwie, stawia tezę Looney, nie pisał, bo robił to Edward de Vere, pochodzący z rodziny z tradycjami arystokratycznymi i artystycznymi).

Inny argument: Edward de Vere dużo podróżował, mówił nieźle po włosku, a królowa Elżbieta miała powiedzieć o nim, że ładnie tańczy.

To chyba coś znaczy, prawda?

Oczywiście, Edward de Vere miał kilka feblików jeśli chodzi o charakter: był rozpuszczonym, aroganckim, nieodpowiedzialnym, nieobliczalnym, gwałtownym furiatem, ulegającym napadom agresji, paranoi, rozwiązłym seksualnie, trwoniącym wszystkie pieniądze jakie dostawał, generalnie nienawidzonym przez własne otoczenie człowiekiem, ale poza tym wszystko było w porządku. Jedna z krążących o nim „anegdotek” opowiada o tym, jak w wieku siedemnastu lat w porywie furii zabił służącego (taka tam historyjka o jednej z tych rzeczy, z których się wyrasta – zresztą Edwarda nigdy nie ukarano, nie miał bowiem w zwyczaju nigdy i do niczego się przyznawać, przekonał wszystkich, że niesforny służący po prostu przez przypadek nabił się na miecz).

Na argumenty najpoważniejszego kalibru: dlaczego mianowicie człowiek taki jak Edward wolał zostać w cieniu i nigdy do żadnego z genialnych dzieł się nie przyznać, w skromności dbając tylko o ich jakość, a nie o własną sławę?

Looney odpowiadał: to nie jest nasza sprawa, to jest jego sprawa.

Jakkolwiek de Vere umiera – podobno jest rok 1604 – a sztuki szekspirowskie nadal są publikowane. Weźmy taką Burzę, której rzekomą inspiracją miał być gwałtowny sztorm i katastrofa statku na Bermudach opisana przez Wiliama Stracheya w 1609 roku.

(Zwolennicy teorii tego, że to nie Szekspir pisał sztuki Szekspira, powołują się w takich chwilach na stare dobre antydatowanie).